Kuchnie i potrawy | Dobrze podróżować https://dobrze-podrozowac.pl Blog podróżniczy pełen inspiracji i praktycznych porad Tue, 31 Dec 2024 20:47:47 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.26 Zabezpieczone: ROZTOCZE, ZAMOŚĆ I FESTIWAL ZAMOJSKIE WINOGRANIE https://dobrze-podrozowac.pl/roztocze-zamosc-i-festiwal-zamojskie-winogranie/ https://dobrze-podrozowac.pl/roztocze-zamosc-i-festiwal-zamojskie-winogranie/#respond Sun, 17 Sep 2023 22:08:29 +0000 https://dobrze-podrozowac.pl/?p=4632 Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.

Artykuł Zabezpieczone: ROZTOCZE, ZAMOŚĆ I FESTIWAL ZAMOJSKIE WINOGRANIE pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>

Strona chroniona hasłem

Aby zobaczyć chroniony post, wprowadź hasło poniżej:

Artykuł Zabezpieczone: ROZTOCZE, ZAMOŚĆ I FESTIWAL ZAMOJSKIE WINOGRANIE pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
https://dobrze-podrozowac.pl/roztocze-zamosc-i-festiwal-zamojskie-winogranie/feed/ 0
CO ZJEŚĆ W JAPONII? OKONOMIYAKI! https://dobrze-podrozowac.pl/co-zjesc-w-japonii-okonomiyaki/ https://dobrze-podrozowac.pl/co-zjesc-w-japonii-okonomiyaki/#comments Mon, 12 Nov 2018 20:59:10 +0000 http://dobrze-podrozowac.pl/?p=2556 Wybierasz się do Japonii i zastanawiasz się, co możesz tam zjeść? Czy może szukasz inspirujących japońskich przepisów? Polecam okonomiyaki, czyli jedno z najpopularniejszych dań w Japonii. W Polsce, mam wrażenie, nadal nie zrobiło furory, mimo że np. sushi i ramen mają się świetnie. Jadłam kilkukrotnie podczas naszego pobytu w Japonii, bo za każdym razem smakowało […]

Artykuł CO ZJEŚĆ W JAPONII? OKONOMIYAKI! pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>

Wybierasz się do Japonii i zastanawiasz się, co możesz tam zjeść? Czy może szukasz inspirujących japońskich przepisów? Polecam okonomiyaki, czyli jedno z najpopularniejszych dań w Japonii. W Polsce, mam wrażenie, nadal nie zrobiło furory, mimo że np. sushi i ramen mają się świetnie. Jadłam kilkukrotnie podczas naszego pobytu w Japonii, bo za każdym razem smakowało wyśmienicie i oczywiście zajmowało honorowe miejsce na mojej jedzeniowej bucket liście (oprócz standardowej listy destynacji podróżniczych, jak chyba każdy turysta w Japonii, miałam również swoją listę japońskich dań do spróbowania).

Nawiększa frajda to jednak przygotowanie. Tradycyjne restauracje są wyposażone w specjalne stoliki z wbudowaną płytą teppan, na której klienci sami podsmażają placki 🙂 Poznajcie zatem okonomiyaki i różne wariacje na ich temat!

 

OKONOMIYAKI W STYLU KANSAI

Coś, o czym warto wiedzieć to, że okonomiyaki są serwowane w całej Japonii w dwóch stylach: w stylu Kansai i w stylu Hiroshima. Część z Was zapewne kojarzy, że Kansai to jeden z bardzo ważnych regionów w Japonii – ten, w którym są położone Kioto i Osaka. I ta okolica słynie właśnie z okonomiyaków, które są zdecydowanie łatwiejsze w przygotowaniu, bo wszystkie składniki należy po prostu wymieszać razem i podsmażyć.

My spróbowaliśmy placków w stylu Kansai w Kioto, w rodzinnej knajpce prowadzonej przez babcię i dwóch wnuków, zlokalizowanej tuż obok naszego hostelu w pięknej, zabytkowej dzielnicy Gion (zwanej również dzielnicą gejsz). Generalnie codziennie mijaliśmy tę knajpkę i widziałam, że są tam serwowane okonomiyaki, ale udaliśmy się do niej dopiero po wyraźnej rekomendacji pracownika recepcji naszego hostelu (zresztą codziennie nam doradzał, gdzie najlepiej wybrać się po konkretny typ jedzenia).

Na miejscu atmosfera była genialna. Właśnie takiej Japonii szukałam w czasie naszego wyjazdu! Obsługa prawie wcale nie mówiła po angielsku, więc musiałam zdobyć się na odwagę i powiedzieć kilka zdań po japońsku (spokojnie – doszkalałam się wcześniej przez 4 lata). Knajpka była maleńka – w środku może 4 stoliki, z czego jeden zajmowała akurat jakaś babcia, która wyglądała na regularną klientkę. Siedziała na poduszce, paliła papierosa i oglądała telewizję, głośno przy tym wszystko komentując.

Stoliki oczywiście z wbudowaną płytą teppan. Bardzo się napaliłam na to gotowanie na teppanie już na samym etapie planowania podróży, ale gdy przyszło co do czego, to trochę się stresowałam, że nie podołam. Po pierwsze płytę trzeba odpowiednio rozgrzać, po drugie składniki zazwyczaj dostaje się w misce i trzeba je dokładnie wymieszać, a potem odpowiednio nałożyć na płytę. I gdy jesteście jedynymi obcokrajowcami w knajpie, to wiadomo, że wzrok wszystkich Japończyków będzie skierowany na was… Na szczęście tutaj okonomiyaki były serwowane w taki sposób, że babcia zajmowała się mieszaniem mikstury i wstępnym podsmażaniem placków, jej wnukowie rozgrzali nam płytę i nałożyli placki, a my już zajmowaliśmy się obracaniem, przypiekaniem, dorzucaniem dodatków i oczywiście – degustacją 😉

Kioto Gion Kioto nocą

Kioto pawilon herbaciany

Kioto Gion restauracja

Placki były dostępne w trzech wersjach: z mięsem, z owocami morza i tzw. „mix” – czyli mieszanka mięsa i owoców morza. Wybraliśmy zatem mix, ale trochę potem żałowaliśmy, że nie poszliśmy w kierunku wyłącznie mięsnych okonomiyaków. Niestety strasznie nie cierpię ośmiornicy i kalmarów, a w składzie mixu były właśnie kawałki ośmiornicy. No jakoś to zjedliśmy, ale już na koniec dla żartów podsmażaliśmy same kawałki ośmiornicy na patelni tak, żeby skwierczały 😀 Oprócz tego jednego składnika, placki naprawdę nam smakowały. Dodatkowo warto wspomnieć, że na wierzch okonomiyaków nakładamy majonez oraz tradycyjny, gęsty, słodki sos (dla mnie hit, ale wiem, że niektórzy nie cierpią takiego połączenia smakowego). Opcjonalnie możemy dodać płatki suszonego tuńczyka (tzw. bonito) i drobno pokrojone wodorosty nori.

Byłam w tej restauracji 5 lat temu, ale dzięki Google maps wiem, że nadal istnieje 🙂

Obecne ceny okonomiyaków: od 650 JPY do 900 JPY (czyli ok. 22 – 30zł)

Na miejscu można zjeść również dania w stylu teppanyaki.

W restauracji jest już dostępne menu w języku angielskim 🙂

A właścicielka ma już ponad 80 lat! 🙂

Adres: 206-1 Rokukenchō, Higashiyama-ku, Kyōto-shi, Kyōto-fu 605-0806

Japonia okonomiyaki kansai okonomiyaki kansai restauracja okonomiyaki Kioto

 

OKONOMIYAKI W STYLU HIROSHIMA

Nasze okonomiyaki w stylu Hiroshima przetestowaliśmy – co za zaskoczenie – podczas pobytu w Hiroshimie! Tak się akurat złożyło, że na parterze naszego hostelu znajdowała się restauracja, która serwowała te placki. Mieliśmy niesamowite szczęście podczas naszej wyprawy do Japonii pod względem lokalizacji hosteli i bliskości knajpek z okonomiyakami 😉 Tutaj, niestety, stoły były już zupełnie zwykłe, bez wbudowanej płyty teppan. Kucharz przygotował na naszych oczach placki na swoim wielkim teppanie, a my otrzymaliśmy na mini patelniach gotowe danie.

Po spróbowaniu obydwu wersji stwierdzam, że zdecydowanie wolę okonomiyaki w stylu Kansai. Są lżejsze, mniej tłuste. Jeśli idzie o styl Hiroshima, to makaron nadaje takiej sytości potrawie, że jeden placek można spokojnie zamówić na dwie osoby i ewentualnie posycić się dodatkową przystawką.

Chcesz spróbować własnych sił i przygotować samodzielnie okonomiyaki? Sprawdź ten przepis ze strony Okonomiyaki World.

okonomiyaki Hiroshima Japonia restauracja okonomiyaki Hiroshima

Hiroshima Japonia okonomiyaki hiroshima okonomiyaki okonomiyaki styl hiroshima

 

BONUS – MONJAYAKI

Jeśli będziecie w Tokio, polecam zatem gorąco spróbować monjayaki. Istnieje tam uliczka, na której znajdują się wyłącznie restauracje serwujące te placki. Rzekomo aż 75 restauracji! Naprawdę nie wiedziałam, jak dokonać wyboru. W końcu sugerowaliśmy się trochę wystrojem wnętrza i dostępnym menu w języku angielskim. I wierzcie mi, menu miało mnóstwo pozycji – w zależności od dostępnych dodatków do placków. Ostatecznie zdecydowałam się na monjayaki z bakłażanem i były oczywiście pyszne, choć mniej sycące niż okonomiyaki. Mój chłopak wybrał jakieś z boczkiem i jakimiś mini rybkami. Wyczytałam również, że lokalni restauratorzy utworzyli przy uliczce specjalne Biuro Informacji Monjayaki. Nie wiedziałam o tym podczas mojej wizyty w Tokio 5 lat temu, ale może wóczas biuro jescze nie istniało. Zresztą wątpię, by mi pomogli przy dokonaniu wyboru 😉

Adres ulicy: Nishinaka Dori, Tsukishima, Tokio

Na Google Maps znajdziecie ją pod hasłem „Tsukishima Monja Street” 😉

Ceny do ok. 1000 JPY

Japonia restauracja Tokio monj Monjayaki Tokio Monjayaki

Mieliście okazję zjeść okonomiyaki lub monjayaki? Jestem również ciekawa, czy trafiliście na nie gdzieś w Polsce. Może jakoś intensywnie nie szukałam, ale ani we Wrocławiu, ani w Poznaniu nadal nie odkryłam żadnej restauracji, która serwowałaby te genialne placki.

Planujesz wyjazd do Japonii? Sprawdź inne moje artykuły o Kraju Kwitnącej Wiśni:

A jeśli podoba Ci się mój blog podróżniczy, zachęcam również do sprawdzenia moich profili na Instagramie i na Facebooku, gdzie znajdziesz jeszcze więcej zdjęć podróżniczych!

Artykuł CO ZJEŚĆ W JAPONII? OKONOMIYAKI! pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
https://dobrze-podrozowac.pl/co-zjesc-w-japonii-okonomiyaki/feed/ 11
KRÓTKI POBYT W BANGKOKU https://dobrze-podrozowac.pl/krotki-pobyt-w-bangkoku/ https://dobrze-podrozowac.pl/krotki-pobyt-w-bangkoku/#comments Fri, 27 Oct 2017 20:27:50 +0000 http://dobrze-podrozowac.pl/?p=1098 W drodze powrotnej z naszego kilkudniowego pobytu w Malezji, zatrzymaliśmy się na jedną noc w Bangkoku. Mieliśmy dzięki temu pół dnia po przylocie oraz cały kolejny dzień, by zwiedzić stolicę Tajlandii. Oczywiście jest to zdecydowanie za mało, by móc rozpisywać się o miejscach wartych polecenia czy daniach wartych spróbowania. Doświadczyliśmy tylko namiastki tego, co miasto […]

Artykuł KRÓTKI POBYT W BANGKOKU pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
W drodze powrotnej z naszego kilkudniowego pobytu w Malezji, zatrzymaliśmy się na jedną noc w Bangkoku. Mieliśmy dzięki temu pół dnia po przylocie oraz cały kolejny dzień, by zwiedzić stolicę Tajlandii. Oczywiście jest to zdecydowanie za mało, by móc rozpisywać się o miejscach wartych polecenia czy daniach wartych spróbowania. Doświadczyliśmy tylko namiastki tego, co miasto ma do zaoferowania. Niemniej, zwiedzaliśmy Bangkok wraz z pół-Francuską-pół-Tajką, która orientowała się w lokalnych atrakcjach rewelacyjnie i zaprowadziła nas do kilku naprawdę fajnych miejsc. A zatem zabieram się do zdania relacji z naszgo krótkiego pobytu w stolicy Tajlandii – może akurat odwiedzicie którąś z opisanych atrakcji przy Waszej najbliższej wizycie w Bangkoku? 😉

Lot i nocleg

Z Polski można bardzo łatwo dostać się do Bangkok – kilka linii lotniczych oferuje loty bezpośrednio z Warszawy do Bangkoku. My lecieliśmy z Thai Airways, bezpośrednio z Paryża. Oczywiście potem udaliśmy się do Kota Kinabalu w Malezji, a w Bangkoku zatrzymaliśmy się na noc dopiero w drodze powrtonej. Sam lot na odnicku Paryż – Bangkok trwał 10:30h, a trasa porotna trwała godzinę dłużej.

Nocowaliśmy w hotelu Dusit Thani Bangkok, położonym w dość biznesowej dzielnicy „Miasta Aniołów”. Hotel znajduje się naprzeciw pięknego, historycznego parku Lumpini, w pobliżu sky train (stacja Sala Daeng) i stacji metro Silom. 35km od lotniska, ale zaledwie 500m od słynnego nocnego marketu Patpong.

Dusit Thani Bangkok

Dusit Thani Bangkok

 

Rejs po rzece Chao Phraya

Zwiedzanie Bangkoku naszego pierwszego dnia rozpoczęliśmy od rejsu po rzece Chao Phraya, wzdłuż której są zlokalizowane jedne z głównych lokalnych atrakcji. A zatem, przy tak krótkim pobycie w Bangkoku, rejs okazał się strzałem w dziesiątkę, bo w szybkim tempie zobaczyliśmy cały przekrój tego, co oferuje miasto. Udaliśmy się na rejs z kolacją przy zachodzie słońca z oferty firmy Supanninga Cruise. Nasza trasa przebiegała wzdłuż takich atrakcji, jak:

  • świątynia Wat Arun
  • Wielki Pałac Królewski
  • świątynia Wat Prayoon
  • świątynia Wat Rakang
  • centrum handlowe River City
  • ambasady Francji i Portugalii
  • uniwersytet Thammasart

Ponadto podczas rejsu mieliśmy okazję spróbować kilku wyśmienitych dań kuchni tajskiej:

  • zupa Tom Kha – na bazie mleczka kokosowego, podawana z kawałkami ryby
  • Moo Cha MUang – gulasz wieprzowy, przypominający w smaku curry
  • Yum Nue Lai – wołowina na ostro
  • Choo Chi Goong – krewetki w słodko-ostrym curry
  • Pu Jah – wieprzowina wymieszana z mięsem kraba, serwowana w skorupie kraba
  • na deser: słynny mango sticky rice, czyli ryż podawany z mleczkiem kokosowym i mango – brzmi banalnie, ale smakuje rewelacyjnie
  • oraz słodycze firmy Wanlamun


Słodycze Wanlamun, Bangkok

W drodze powrotnej do hotelu zahaczyliśmy o jeden z pobliskich nocnych marketów, pełen przepysznego ulicznego jedzenia i tanich produktów odzieżowych. Wiedząc, jak mało czasu mamy w Bangkoku, aż żal było wracać do łóżek. Szczególnie w porze, kiedy miasto naprawdę tętni życiem!

 

Chatuchak – market weekendowy

Następnego dnia wyruszyliśmy na market weekendowy Chatuchak. Wyprawa na zakupy przy kilkuosobowej grupie w to miejsce to szaleństwo. Naprawdę, wybierzcie się tam w 2-3 osoby, inaczej nie będziecie nadążać za sobą nawzajem. Jak wiadomo, każdy ma inny gust i będzie chciał zajrzeć na zupełnie inne stoiska i ostatecznie wyjdziecie na koniec dnia z niedosytem, tak jak było w moim przypadku 😉 Większość produktów jest super tania. Owszem, niektóre produkty wątpliwej jakości, ale inne – naprawdę fajne. Znajdziecie tu wszystko – jedzenie, napoje, ubrania, plecaki, buty, produkty z jedwabiu, herbaty, naturalne mydła, gadżety do wystroju wnętrz, stoiska z tatuażami typu airbrush. Ja sama spróbowałam kilku typów lemoniad, lodów kokosowych, jakiejś grillowanej wieprzowiny, kupiłam kilka par uroczych skarpetek, mydła na bazie kokosa, pastę curry, herbatę jaśminową, maskę na oczy (do spania) i na koniec zrobiłam sobie tatuaż airbrush (utrzymywał się przez tydzień) 😉 Zabrakło mi czasu na obejrzenie produktów z jedwabiu oraz luźnych, materiałowych spodni. Dlatego na pewno jeszcze zawitam w Bangkoku i wybiorę się ponownie na Chatuchak! 🙂 Na miejscu tłumy ludzi i mnóstwo stoisk. Naprawdę można tu spędzić cały dzień.

Bangkok Chatuchak

Bangkok Chatuchak

Bangkok Chatuchak

Bangkok Chatuchak

 

Siam Paragon i okolice

Normalnie nie opisywałabym wrażeń z wizyty w centrum handlowym, niemniej, do Siam Paragon warto wyskoczyć, by poznań kuchnię tajską. Na jednym piętrze zgromadzono wiele knajp serwujących przeróżne tradycyjne dania i desery. A przy tym w całkiem przystępnych cenach. Owszem, ceny kuchni ulicznej są trochę tańsze, ale jeśli ktokolwiek z Was ma obawy co do sterylności takich dań, to Siam Paragon będzie dla Was lepszą alternatywą. Ja na miejscu wybrałam Pad Thai, czyli klasyka kuchni tajskiej – makaron smażony z woka, serwowany z krewetkami, jajkiem, kiełkami, cukrem i innym dodatkami. Porównałam go również z wersją street foodową i w tym pojedynku Pad Thai z Siam Paragon zwyciężył (choć oba były rewelacyjne). Jadałam wcześniej Pad Thaie w Polsce, ale żaden mi nie smakował jak te w Tajlandii.

Pad thai

mango sticky rice

A na deser wybraliśmy się do Mo & Moshi, również w centrum Siam Paragon, na lody w stylu japońskim. Czyli na ogromne desery lodowe, które da się zjeść tylko w kilka osób 😉

Lody w Siam Paragon

Po posiłku w Siam Paragon, ruszyliśmy obejrzeć graffiti i sztukę uliczną przy pobliskiej ulicy Paha Thai Road. Są to dzieła, które powstały przy współpracy europejskich i tajskich artystów podczas festiwalu Bukruk (co oznacza inwazję). Bardzo ciekawe miejsce, a pobliskie uliczki pozostają w kontraście z nowoczesną architekturą Siam Paragon.

Bangkok, Paha Thai Road

Ogólnie Bangkok wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie i na pewno tu jeszcze wrócę. Bardzo bym chciała zwiedzić już od środka kilka świątyń, spróbować więcej dań kuchni tajskiej i spokojnie pogrążyć się w przeczesywaniu weekendowych i nocnych marketów 🙂 Mimo że najlepiej odpoczywa mi się na odludziu i wśród natury, to wizyta w Bangkoku była też ciekawą odmianą. Wielu moich znajomych źle wspomina zwiedzanie Bangkoku, narzekają na chaos i brud. Być może dlatego, że byli tu kilka lat temu. Rzekomo 3-4 lata temu zaszła rewolucja w tej dziedzinie i miasto jest naprawdę wysprzątane. Bangkok kojarzył mi się wręcz z Tokio w tej kategorii (choć ruch uliczny to zupełnie coś innego niż w Japonii – czasami byłam w szoku, że nasze taksówki nie zderzały się z innymi samochodami podczas zmiany pasu…). Pogoda trochę nam nie dopisała – było strasznie gorąco, a momentami spadały ulewne deszcze. Gdyby nie te opady, zwiedzilibyśmy zapewne więcej 😉 Niemniej, całość bardzo na plus i polecam wszystkim chociaż kilkudniowy pobyt w Bangkoku. Może nie jako główny cel podróży, ale po drodze na jakąś z tajskich czy azjatyckich wysp 😉

Artykuł KRÓTKI POBYT W BANGKOKU pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
https://dobrze-podrozowac.pl/krotki-pobyt-w-bangkoku/feed/ 6
ŚLĄSKIMI SZLAKAMI https://dobrze-podrozowac.pl/slaskimi-szlakami/ https://dobrze-podrozowac.pl/slaskimi-szlakami/#respond Tue, 22 Aug 2017 10:32:47 +0000 http://dobrze-podrozowac.pl/?p=1028 Na przełomie lipca i sierpnia wraz z moim chłopakiem wyjechaliśmy na kilka dni na Śląsk, dzięki zaproszeniu Polskiej Organizacji Turystycznej. Mimo licznych podróży po Polsce, była to moja pierwsza wizyta na Górnym Śląsku. I choć miałam pewne stereotypowe wyobrażenia na temat regionu, zostałam pozytywnie zaskoczona urokiem nieznanych mi dotychczas miejsc i lokalnej architektury. Momentami było mocno […]

Artykuł ŚLĄSKIMI SZLAKAMI pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
Na przełomie lipca i sierpnia wraz z moim chłopakiem wyjechaliśmy na kilka dni na Śląsk, dzięki zaproszeniu Polskiej Organizacji Turystycznej. Mimo licznych podróży po Polsce, była to moja pierwsza wizyta na Górnym Śląsku. I choć miałam pewne stereotypowe wyobrażenia na temat regionu, zostałam pozytywnie zaskoczona urokiem nieznanych mi dotychczas miejsc i lokalnej architektury. Momentami było mocno postindustrialnie, a momentami alternatywnie. A wszystko to okraszone tradycyjnymi śląskimi przysmakami! 🙂

Podczas naszego wyjazdu realizowaliśmy punkty znajdujące się na trzech szlakach:

  • Szlak Zabytków Techniki – najważniejsze zabytki industrialne Śląska, reprezentujące jego dziedzictwo przemysłowe
  • Szlak Kulinarny „Śląskie Smaki” – restauracje i lokale gastronomiczne, które w swoim menu oferują dania tradycyjnej kuchni śląskiej
  • Szlak Orlich Gniazd – szlak zamków oraz innych interesujących obiektów architektonicznych i naturalnych, położonych na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej

Zapraszam do przeczytania relacji z naszego wyjazdu, według kolejności zwiedzania poszczególnych obiektów. Być może poniższy plan zainspiruje Was do zwiedzenia Śląska i odtworzenia naszej trasy 😉

 

Dzień 1 – Katowice i Tychy

Po pozostawieniu bagaży w hotelu w Katowicach i wypożyczeniu samochodu, ruszyliśmy zwiedzać słynny Browar Tyskie w Tychach, czyli nasz pierwszy obiekt ze Szlaku Zabytków Techniki . Na miejscu można zwiedzić tutejszą ekspozycję piwowarstwa, zdobyć kilka informacji na temat warzenia piwa, przespacerować się po terenie Tyskich Browarów Książęcych oraz zobaczyć nadal działającą warzelnię. A na koniec, oczywiście, degustacja miejscowego produktu 😉

Po zwiedzaniu kompleksu Tyskiego, nastał czas na pierwszy punkt Szlaku Śląskich Smaków – obiad w restauracji „Pod Prosiakiem” w Tychach. Liczne samochody zaparkowane przy ulicy obok restauracji zdradzały już popularność tego miejsca. A w środku – naprawdę uroczo i smacznie. Spróbowaliśmy:

  • krem z pietruszki,
  • królik w rozmarynie z kluskami śląskimi
  • a na deser: kopa

Następnie udaliśmy się z powrotem do Katowic, by zwiedzić słynne Osiedle Nikiszowiec. Nikiszowiec to kolonia robotnicza kopalni Giesche, składająca się z budynków wielorodzinnych, tzw. familoków. Tutejsze budynki powstały w latach 1908-1915. Ich elementy charakterystyczne to czerwona cegła oraz pomalowane na czerwono futryny okien i zewnętrzne parapety. Na terenie osiedla znajduje się również neogotycki kościół św. Anny. Nikiszowiec wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jest niesamowicie fotogeniczny i ma swój wyjątkowy klimat. Mieszkania na Nikiszowcu stają się coraz modniejsze i ich ceny konsekwentnie wzrastają. Dawniej było tu ponoć niebezpieczne, a teraz robi się coraz bardziej alternatywnie. Powstają liczne kawiarnie i galerie.

Po Nikiszowcu, zwiedziliśmy kolejną kolonię robotniczą na terenie Katowic – Giszowiec. Również powstała jako budynki mieszkalne dla pracowników kopalni Giesche, tyle tylko, że wcześniej niż Nikiszowiec, bo w latach 1906-1910. Giszowiec cechuje też zupełnie inny klimat. Nie znajdziemy tu kamienic, lecz domy mieszkalne. Całość wygląda dość sielsko i pozostaje w kontraście z pobliskimi budynkami z płyty.

Następnie zajrzeliśmy do Fabryki Porcelany, czyli dawnego zakładu produkcyjnego „Bogucice”. Obecnie nie produkuje się już tutaj porcelany, jedynie – zdobi. Cały kompleks został odnowiony i mieści się w nim park technologiczno-przemysłowy, na terenie którego znajdziecie liczne biura. Bardzo spodobała mi się forma zagospodarowania dawnej fabryki – tutejsze biura wyglądają o wiele atrakcyjniej niż te z wielkomiejskich biurowców.

A na koniec dnia wybraliśmy się do restauracji Sunlight w hotelu Angelo, by skosztować kolejnych dań kuchni śląskiej:

  • przystawka ze śledzia
  • żur żeniaty
  • golonka wieprzowa z kapustą duszoną
  • rolada wieprzowa z kluskami śląskimi i czerwoną kapustą zapiekaną w jabłku
  • racuszki z zielonych jabłek, serwowane z jagodami i sosem waniliowym

Wszystkie dania były smaczne, a porcje ogroooomne 😉 Jestem fanką modrej kapusty, więc wersja serwowana w zapiekanym jabłku szczególnie przypadła mi do gustu.

 

Dzień 2 – Gliwice i Zabrze

Kolejny dzień rozpoczęliśmy od krótkiej wizyty w Rynku Gliwickim, gdzie zrobiliśmy kilka fajnych ujęć dronem. Rynek jest naprawdę urokliwy i przypomina mi mini wersję Rynku Wrocławskiego. Stamtąd udaliśmy się do Oddziału Odlewnictwa Artystycznego Muzeum w Gliwicach, czyli kolejnego punktu na Szlaku Zabytków Techniki. Dawniej tworzono tu m.in. medale, odznaczenia, świeczniki, wazy oraz wiele innych przedmiotów ozdobnych. W odlewni powstał również słynny pomnik warszawskiej Nike.

Kolejnym punktem na naszej trasie była wieża Radiostacji Gliwice i miejscowe muzeum. Jest to szczególny obiekt nie tylko techniczny, ale również historyczny. Mówi się, że II wojna światowa rozpoczęła się właśnie tutaj, gdy odział SS przebrany za polskich cywili, napadł na Niemców pracujących w radiostacji.  Żołnierze znający język polski nadali komunikat na zachód o przejęciu radiostacji przez Polaków. Przeprowadzono tu zatem operację znaną dobrze jako „false flag”. Wydarzenie, nazwane później „prowokacją gliwicką„, było używane przez Hitlera jako argument zachęcający Niemców do wypowiedzenia wojny Polsce.

Nasz kolejny punkt z tego dnia leży zarówno na Szlaku Zabytków Techniki, jak i na Szlaku Śląskich Smaków. Mowa O Szybie Maciej w Zabrzu. Dawniej szyb wchodził w skład kopalni „Concordia”, a obecnie to rewelacyjnie odnowiony zabytek, w którym mieści się restauracja i bistro. Ponadto można wejść tu na górę wieży, by podziwiać okoliczną panoramę lub oddać skok i zjechać na tyrolce. Na miejscu są również organizowane warsztaty kulinarne, koncerty i wiele innych imprez. W Szybie Maciej zjedliśmy również nasz obiad. Spośród śląskich przysmaków mieliśmy okazję spróbować:

  • rosół
  • gulasz Donnersmarcków – naprawdę wybitny!
  • i na deser tradycyjny śląski tort

Wszystkie dania były przepyszne. Zresztą zobaczcie sami na zdjęciach. Fajne wnętrze i mega estetyczne podanie.

Po sytym obiedzie ruszyliśmy zwiedzać kopalnię węgla kamiennego Guido w Zabrzu. Jest to jeden z najatrakcyjniejszych zabytków techniki na śląskim szlaku. Na miejscu można zjechać na poziomy znajdujące się kolejno 170, 320 i 355m pod ziemią. Sama ta głębokość robi już ogromne wrażenie. Spacerując tutejszymi chodnikami, możemy dowiedzieć się wiele o pracy górników i maszynach wykorzystywanych przy wydobyciu węgla. Jedną z ciekawszych ofert kopalni są tzw. „Mroki”, czyli zjazd z przewodnikiem do najniższego poziomu, 355m wgłąb ziemi i zwiedzanie ciemnych tuneli jedynie przy świetle własnej latarki. Na pewno jest klimatycznie. A na koniec ciekawostka: w kopalni Guido znajdziecie również pub położony najgłębiej pod ziemią w całej Europie!

Ostatnim punktem naszego drugiego dnia była kolacja w restauracji „Zielony ogród” w Zabrzu. Lokal również znajduje się na trasie Szlaku Śląskich Smaków. Na miejscu zjedliśmy

  • żeberka wieprzowe na panczkraucie – żeberka marynowane w miodzie i piwie podane na kapuście z ziemniakami i boczkiem
  • Śląskie Niebo – kessler, czyli schab wędzony, podawany z sosem z suszonych owoców
  • a na deser – makowiec i sernik

Dzień 3 – Tarnowskie Góry i Jura Krakowsko-Częstochowska

Kolejny dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania kopalni srebra w Tarnowskich Górach. To prawdopodobnie druga najsłynniejsza kopalnia w Polsce, tuż po kopalni soli w Wieliczce. 9 lipca tego roku kopalnia srebra została wpisana na Listę światowego dziedzictwa UNESCO – to szczególne wyróżnienie samo w sobie stanowi rekomendację dla turystów. Na miejscu można zwiedzać ciekawe trasy piesze, jak i wodne (np. Sztolnia Czarnego Pstrąga – pokonywana łodzią) oraz zobaczyć, w jak trudnych warunkach wydobywano tu dawniej srebro. W tej kopalni zjeżdżamy maksymalnie na głębokość 40m.

Następne ruszyliśmy na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Wszystkie kolejne atrakcje, które zwiedziliśmy tego dnia znajdują się już na słynnym Szlaku Orlich Gniazd. Najpierw udaliśmy się pod ruiny Zamku Mirów, który został wybudowany w czasach Kazimierza Wielkiego. Do upadku zamku przyczynił się potop szwedzki, a ostatecznie został opuszczony w 1787 r. Obecnie zamek nie jest dostępny do zwiedzania od środka, niemniej, trwają prace mające na celu udostępnienie wnętrza turystom.

Pół godziny drogi pieszej od Zamku Mirów, znajduje się bliźniacza warownia – Zamek Bobolice. Tutejszy zamek został odnowiony i zrekonstruowany. Podczas naszej wycieczki nie mieliśmy możliwości zwiedzić wnętrza, ponieważ filmowano tam akurat jeden z odcinków „Korony królów”. Zamek Bobolice funkcjonuje również jako hotel – nocleg w takiej okolicy na pewno ma swój klimat.

Następnym punktem na naszej trasie była Jaskinia Głęboka w Podlesicach. W okolicy Podlesic wydobywano kalcyt, którego bryły można nadal podziwiać także w samej jaskini. Ponadto znajdziemy tu liczne i efektowne nacieki. Jaskinię Głęboką zamieszkuje kilka gatunków nietoperzy. Ze względu na okres ich hibernacji od jesieni do wiosny, jaskinia jest niedostępna do zwiedzania w tym czasie. A zatem wstęp dla turystów jest możliwy odpowiednio w okresie od 15 kwietnia do 31 października.

 

Dalej ruszyliśmy do Podzamcza, by zwiedzić rekonstrukcję grodu na Górze Birów. Liczne badania archeologiczne prowadzone w okolicy dowodzą, że pierwsze osady ludzkie znajdowały się tu już u schyłku neolitu i początku epoki brązu. Jednak rekonstrukcja nawiązuje do okresu średniowiecza. Na miejscu można dowiedzieć się wiele na temat życia dawnych mieszkańców grodu oraz podziwiać piękną panoramę Jury. Z Góry Birów rozpościera się również wspaniały widok na Zamek Ogrodzieniec – nasz ostatni punkt na trasie Szlaku Orlich Gniazd tego dnia.

Ruiny tego zamku zrobiły na nas chyba największe wrażenie. Podobnie jak Zamek Mirów i Bobolice, Zamek Ogrodzieniec został wzniesiony za panowania Kazimierza Wielkiego i padł ofiarą potopu szwedzkiego. Uległ również kilku pożarom i po opuszczeniu go przez ostatniego właściciela w XIX w., był stopniowo rozbierany przez okolicznych mieszkańców na materiał budowlany. Obecnie ruiny zamku są otwarte do zwiedzania dla turystów, również w formie „Wieczoru z duchami” – zwiedzanie z przewodnikiem, najwcześniej od 21:30, połączone z opowiadaniem legend i historii o lokalnych zjawach i upiorach. Ponoć można się przestraszyć 🙂

 

Dzień 4

Nasz ostatni dzień pobytu na Śląsku rozpoczęliśmy zwiedzaniem naszego ostatniego zamku ze Szlaku Orlich Gniazd – Zamku Pilcza w Smoleniu. Został wybudowany w podobnym okresie, jak wcześniej wspomniane warownie. Kilka ostatnich lat toczyły się tu prace naprawcze, mające na celu przystosowanie ruin zamku do zwiedzania dla turystów. Wstęp został ponownie uruchomiony w 2016 r.

Po krótkiej wizycie na zamku powróciliśmy do Katowic, gdzie udaliśmy się do naszego ostatniego punktu wycieczki po Górnym Śląsku – Muzeum Śląskiego na terenie Strefy Kultury. Dawniej w tym miejscu znajdowała się kopalnia węgla kamiennego „Katowice”. Obecnie budynki zostały zaadaptowane na potrzeby zbiorów muzeum. Nawiązując do kopalnianej historii obiektu, większa część muzeum mieści się pod ziemią, co tworzy naprawdę niesamowity efekt. Zobaczcie sami!

A na sam koniec, w drodze do dworca, zajrzeliśmy na Tylną Mariacką, by sfotografować tutejsze murale 🙂

Cały pobyt był naprawdę ciekawy i ukazał w zupełnie innym światle to, co Śląsk ma do zaoferowania: jego historię i dziedzictwo. Turystyka postindustrialna była dla mnie czymś zupełnie nowym, niemniej, fajnie było zobaczyć, jak zagospodarowano tu dawne fabryki i kopalnie na rzecz restauracji, muzeów czy przestrzeni biurowych. Dania kuchni śląskiej bardzo mi posmakowały (choć do golonki jednak nigdy się nie przekonam ;)), a Jura Krakowsko-Częstochowska urzekła mnie pięknymi krajobrazami. Zupełnie obiektywnie polecam wszystkim ten region Polski i trasę, jaką pokonaliśmy.

 

 

 

 

 

Artykuł ŚLĄSKIMI SZLAKAMI pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
https://dobrze-podrozowac.pl/slaskimi-szlakami/feed/ 0
ODKRYWAJĄC BORNEO https://dobrze-podrozowac.pl/odkrywajac-borneo/ https://dobrze-podrozowac.pl/odkrywajac-borneo/#comments Sun, 16 Jul 2017 20:06:19 +0000 http://dobrze-podrozowac.pl/?p=966 Każdy, kto miał szansę zajrzeć do kilku moich artykułów, wie, że najchętniej podróżuję w kierunku północnym. Tam najlepiej odpoczywam. Oczywiście wielkim wyjątkiem była podróż do Japonii, ale to ze względu na wieloletnie zamiłowanie do kultury japońskiej. Cała reszta Azji jawiła mi się kusząco pod względem kulinarnym, kulturowym i krajobrazowym, ale nigdy nie podejmowałam decyzji o […]

Artykuł ODKRYWAJĄC BORNEO pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
Każdy, kto miał szansę zajrzeć do kilku moich artykułów, wie, że najchętniej podróżuję w kierunku północnym. Tam najlepiej odpoczywam. Oczywiście wielkim wyjątkiem była podróż do Japonii, ale to ze względu na wieloletnie zamiłowanie do kultury japońskiej. Cała reszta Azji jawiła mi się kusząco pod względem kulinarnym, kulturowym i krajobrazowym, ale nigdy nie podejmowałam decyzji o wyjeździe w te rejony, bo… obawiałam się pająków 🙂 Jakkolwiek powierzchownie to brzmi, niestety jest prawdą! Jednak na koniec czerwca miałam ogromne szczęście wybrać się do malezyjskej części Borneo wraz z moim chłopakiem, który otrzymał zaproszenie na wyjazd reportażowy od Biura Turystyki Malezji. Oczywiście była to okazja, by powalczyć z moim stereotypowym myśleniem o Azji i pająkach ;), ale przede wszystkim szansa na odkrycie przepięknych miejsc i wyśmienitej kuchni! Zapraszam zatem do krótkiej relacji z pierwszych dni pobytu.

 

Kilka informacji o północnym Borneo

O samym Borneo nie wiedziałam wcześniej za wiele. Wiedziałam, że jest to terytorium Indonezji i w ostatnim czasie produkcja oleju palmowego poszła tam za daleko. A zatem, jak widać, moja wiedza geograficzno-gospodarcza o pewnych miejscach, nim zacznę do nich podróżować, jest na dość ignoranckim poziomie. Oczwiście przyznaję się do tego tylko dlatego, że braki w wiedzy zostały już uzupełnione i na sam początek chętnie podzielę się z Wami kilkoma ultra interesującymi ciekawostkami!

Borneo jest ogromne – to trzecia największa wyspa na świecie (po Grenlandii i Papui-Nowej Gwinei)! To jedna z pierwszych rzeczy, jaką powiedział nam nasz przewodnik po wylądowaniu w Kota Kinabalu 😉 Jak każdy z Was wie, większa część Borneo należy do terytorium Indonezji, następnie fragment północny – do Malezji, ale także niewielki obszar zajmuje Brunei. Główną religią Malezji jest islam (ok. 60% mieszkańców), niemniej, malezyjska częć Borneo jest głównie katolicka. Rzekomo jest to zasługa misjonarzy, którzy nawracali rdzenne plemiona wyspy. W związku z ogromną etniczną i religijną mieszanką północnego Borneo, nie obowiązują tu tak surowe oczekiwania wobec ubioru turystów, jak np. w krajach Bliskiego Wschodu. Kobiety nie muszą zasłaniać głów i mogą nosić bluzki na ramiączkach czy sukienki sięgające nad kolano. Oczywiście strój należy odpowiednio zmodyfikować, zwiedzając meczety. Warto również wspomnieć, że Borneo porasta jeden z najstarszych na świecie lasów pierwotnych, który zamieszkują liczne gatunki endemiczne, czyli niespotykane nigdzie indziej na świecie. Należą do nich np. słynne orangutany borneańskie czy nosacze sundajskie. Na terenie Borneo znajduje się również najwyższy szczyt Malezji – Kinabalu 4101 m n.p.m. A na koniec moja ulubiona ciekawostka: wielu członków rdzennych plemion północnego Borneo było… łowcami głów! Ścinanie głów stanowiło element walki terytorialnej, a spreparowane ludzkie czaszki wieszano pod sufitami słynnych domów na palach. Nasz przewodnik poinformował nas, że jego dziadek był jeszcze łowcą głów, ale teraz nikt już nie praktykuje tego zwyczaju…

 

Kota Kinabalu i okolice

W malezyjskiej części Borneo znajdują się dwa regiony: Sabah i Sarawak. My zatrzymaliśmy się w okolicy Kota Kinabalu, czyli największego miasta w rejonie Sabah (tłumaczenie tej nazwy to „Land below the wind”, czyli „Kraina położona poniżej wiatru” – Sabah znajduje się poniżej pasa tajfunów Azji wschodniej). Do Kota Kinabalu dotarliśmy na pokładzie linii Thai Airways. Nasz lot odbywał się z Paryża do Bangkoku (lotnisko bliższe Polsce obsługiwane przez te linie to np. Berlin Brandenburg), gdzie mieliśmy 2 godziny na przesiadkę, by dalej ruszyć do Kota Kinabalu. Całość podróży trwała ok. 16 godzin i była to moja pierwsza okazja lotu Airbusem A380.

Samo Kota Kinabalu nie należy do najatrakcyjniejszych miast, ale na pewno warto zobaczyć tutejszy meczet, spróbować ulicznego jedzenia lub zajrzeć do lokalnego muzeum połączonego z rekonstrukcją tradycyjnej wioski rdznnych plemion borneańskich. W muzeum można obejrzeć również barwne stroje ludowe oraz… autentyczne czaszki zdobyte przez łowców głów! Mieliśmy również okazję podziwiać jeden z eksponatów – dzidę należącą do jednego z łowców głów, do której przywiązany był pęk włosów. Rzekomo jeden włos oznaczał jedną „złowioną” głowę, a były ich w tym przypadku dziesiątki…

Jednak największe atrakcje okolicy to te naturalne: piaskowe plaże, błękitno-zielonkawa woda, rafa koralowa, dżungla, ale i oczywiście jedzenie. Zatrzymaliśmy się w hotelu Gaya Island Resort w zatoce Malohom, która wchodzi w skład chronionego parku Tunku Abdul Rahman, skąd mieliśmy okazję udać się np. na nurkowanie w okolicy rafy koralowej czy na spacer po dżungli. Sam hotel ma do zaoferowania wiele innych atrakcji, jak np. lekcje gotowania lokalnych malezyjskich potraw, śniadanie na plaży przy wschodzie słońca, pokazy tradycyjnego tańca, zabiegi SPA z użyciem naturalnych składników, ale przede wszystkim przepiękne widoki i dwie prywatne plaże.

Pobyt był naprawdę przyjemny. Szczególnie zachwyciła mnie lokalna kuchnia – świetnie przyprawiona i wyśmienite owoce, którą mogliśmy poznać bliżej już w samym hotelu Gaya Island Resort, np. podczas lekcji gotowania (przygotowywaliśmy takie dania jak hivana oraz krewetki pinasakan). Dowiedziałam się, że Malezyjczycy używają dużo imbiru, trawy cytrynowej, chilli, kurkumy, ale i cebuli, czosnku oraz cukru trzcinowego. Dania potrafią być ostre, ale o naprawdę głębokim smaku. Generalnie tak, jak lubię. Do tego sporo ryb i owoców morza. No i oczywiście niezawodna woda kokosowa serwowana jako napój do posiłków, czy po prostu jako drink na plażę. Ludzie w okolicy również przesympatyczni i dość bezpośredni w kontaktach – nie odczuwa się tam takiej wymuszonej grzeczności, jak np. w Japonii. Malezyjczycy również chętnie pozują do zdjęć i nikt nie miał sprzeciwów, gdy wykonywaliśmy zdjęcia dzieci. A moje obawy co do pająków czy insektów okazały się niepotrzebne 🙂 Przez cały pobyt spotkałam tylko jednego pająka i na dodatek malutkiego, także moja fobia nie miała nawet okazji urosnąć do swoich tradycyjnych rozmiarów. Owszem, trzeba mieć świadomość, że w okolicy lata kilka większych owadów i spacerują jaszczurki, ale gdy patrzy się pod nogi i szczelnie zamyka pokoje, to realne ryzyko ukąszenia czy użądlenia jest znikome. Zalecałabym jednak ostrożność kobietom w ciąży podróżującym do regionu Sabah – w okolicy odnotowano przypadki komarów przenoszących nieszczęsny wirus zika. Poza tym jest naprawdę bezpiecznie i jeśli rozważacie podróż do Malezji, to gorąco polecam część borneańską ze względu na bajeczną roślinność i przepiękne widoki. W kolejnym artykule przybliżę Wam również krótką relację z pobytu w ekologicznej wiosce regionu Sabah.

Artykuł ODKRYWAJĄC BORNEO pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
https://dobrze-podrozowac.pl/odkrywajac-borneo/feed/ 6
WRAŻENIA Z PODRÓŻY DO JAPONII https://dobrze-podrozowac.pl/wrazenia-z-podrozy-do-japonii/ https://dobrze-podrozowac.pl/wrazenia-z-podrozy-do-japonii/#comments Sun, 29 Jan 2017 09:06:13 +0000 http://dobrze-podrozowac.pl/?p=789 Od powrotu z Japonii wpadłam w wir pracy i niestety brakowało mi czasu na tworzenie nowych postów na blogu. Niemniej, otrzymałam wiele zapytań w komentarzach i prywatnych wiadomościach na temat tej wyprawy. Wiele osób było ciekawych moich wrażeń, inni podpytywali o porady w planowaniu własnej wycieczki. Postanowiłam więc tchnąć trochę życia w „Dobrze podróżować” i […]

Artykuł WRAŻENIA Z PODRÓŻY DO JAPONII pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
Od powrotu z Japonii wpadłam w wir pracy i niestety brakowało mi czasu na tworzenie nowych postów na blogu. Niemniej, otrzymałam wiele zapytań w komentarzach i prywatnych wiadomościach na temat tej wyprawy. Wiele osób było ciekawych moich wrażeń, inni podpytywali o porady w planowaniu własnej wycieczki. Postanowiłam więc tchnąć trochę życia w „Dobrze podróżować” i dodać kilka artykułów podsumowujących wyjazd do Japonii. Mam nadzieję, że wielu zainteresowanych podróżą do Kraju Kwitnącej Wiśni odnajdzie tu odpowiedzi na swoje pytania lub w miarę możliwości pomogę na nie odpowiedzieć w komentarzach 🙂

Niestety nie udało nam się zrealizować wszystkich założeń pierwotnego planu podróży do Japonii. Ominęliśmy Kinosaki, Takayamę, Nikko i pobyt w Naricie. Mimo to wyjazd był bardzo napięty, lecz jednocześnie przyjemny, interesujący i pełen przygód. Spełniłam kilka z moich największych marzeń, próbując lokalnych przysmaków, zwiedzając fantastyczne miejsca, zdobywając szczyt Fuji, nocując u mnichów buddyjskich, poznając miejscowych ludzi i ćwicząc japoński.

 

Tokio, świątynia Sensoji

 

Miasta

Wyjeżdżając do Japonii, wielu turystów i podróżników celuje przede wszystkim w miasta. Niewątpliwie, japońskie miasta są najlepiej skomunikowane i dobrze uczynić je swoimi bazami, z których tylko podróżujemy do kolejnych lokalizacji. Niemniej, im więcej takich miast zwiedzimy, tym bardziej zdają się podobne do siebie. Oczywiście na tle wszystkich wyróżnia się Tokio jako niesamowicie nowoczesna i rozbudowana stolica, choć dla mnie zdecydowanie przegrała z Kioto. Tokio jest ogromne, dynamiczne, pełne salary men i zagranicznych turystów, lecz zarazem bardzo ciche. Odnosiłam wrażenie, że lokalni mieszkańcy nie chcą by zakłócano im ich rytm dnia i tym samym nie chcą przeszkadzać tobie.

Zupełnie inaczej było w Kioto, w którym można było już spotkać wielu japońskich turystów, podekscytowanych spotkaniem zagranicznych turystów. Tokio było przede wszystkim nowoczesne i drogie, natomiast Kioto było gwarne i uosabiało japońską kulturę, czyli to, czego najbardziej oczekiwałam od podróży do Kraju Kwitnącej Wiśni. Mieszkając bezpośrednio w Gionie, czyli tzw. dzielnicy gejsz, co dzień mijaliśmy piękne pawilony herbaciane i świątynie, a jedzenie w pobliskich restauracjach było przepyszne i wyjątkowo tanie. Stamtąd wybraliśmy się również na jednodniową wycieczkę do Nary, gdzie było przepięknie i nie mogliśmy opędzić się od rządnych słodyczy saren.

Uważam, że warto pojechać do Tokio i zobaczyć jego nowoczesność i ogrom, niemniej, poczułam, że spędziliśmy tam zdecydowanie zbyt wiele dni. Kioto było o wiele bardziej relaksujące, tańsze i naprawdę piękniejsze pod względem architektury i przyrody. Wszystkim chcącym ujrzeć magię dawnej Japonii, polecam zatem Kioto.

 

Tokio

Tokio, Shibuya

Kioto, świątynia

Kioto Gion

Kioto, las bambusowy

 

Przyroda

Przyroda to zdecydowanie najsilniejsza strona Japonii, która po prostu miażdży wszelkie atrakcje oferowane przez miasta. Owszem, wybierając się do lasów, parków narodowych czy w góry spotkamy mnóstwo ludzi. W końcu Japonia jest bardzo zaludnionym krajem. Niemniej, ci ludzie będą tak uprzejmi i spokojni, że prawie ich nie dostrzeżemy i będziemy mogli spokojnie rozkoszować się pięknem przyrody. Nie jak w polskich tatrach na trasie do Morskiego Oka.

Jedne z bardziej wyjątkowych miejsc, jakie odwiedziliśmy podczas tej podróży, były właśnie związane z przyrodą. Zdecydowanie moim największym faworytem była wycieczka na wyspę Yakushimę, położoną w klimacie subtropikalnym, porośniętą kilkuset- i tysiącletnimi  lasami cedrowymi. Innym pięknym miejscem jakie odwiedziliśmy w czasie wyprawy do Japonii była góra Koyasan, na której znajduje się wiele świątyń buddyjskich i jeden z największych cmentarzy w kraju. Właśnie tam mieliśmy okazje nocować u mnichów i za dnia wyruszyć na spacer po pobliskim cmentarzu porośniętym równie imponującymi cedrami. Było to najbardziej mistyczne i najspokojniejsze miejsce, jakie miałam okazję dotychczas odwiedzić. Ostatnią lokalizacją związaną ściśle z motywem przyrody była Fujisan. Sama góra ma charakter wulkaniczny, a zatem po drodze nie spotkamy za wiele roślinności. Niemniej, widoki podczas wejścia na Fuji są wyjątkowe. Cały teren wokół stanowią mniejsze góry i jest tam niesamowicie zielono. Okolica jest również znana z gorących źródeł.

Japonia oferuje wiele innych ciekawych parków narodowych, lasów i gór. Ponoć wyjątkowo pięknie jest na Hokkaido czy w Alpach Japońskich. Również okolice Kagoshimy, z której wybraliśmy się na wyspę Yakushimę słyną z wielu miejsc odpowiednich na całodniowy trekking. Stąd rozważając podróż do Japonii, polecam bliżej zaznajomić się z jej parkami narodowymi, które oferują widoki, jakich z pewnością nie uświadczymy w Europie.

Japonia, Yakushima

Koya-san, Okunoin

 

Ludzie

Wyjeżdżając do Japonii spodziewałam się, że ludzie będą bardziej otwarci. Owszem, słyszałam wiele historii o słabym poziomie angielskiego u Japończyków, czytałam wiele o ich nacjonalizmie, jednak liczyłam, że jako osoba mówiąca odrobinę po japońsku będę miała trochę łatwiej. Tokio okazało się stosunkowo mało przyjazne dla obcokrajowców. Odniosłam wrażenie, że wielu ludzi miało jakąś formę fobii przed zagranicznymi turystami. Z drugiej strony właśnie w Tokio nocowaliśmy przez Couchsurfing u dwóch Japończyków, którzy byli bardzo gościnni, sympatyczni i nadal utrzymujemy z nimi kontakt. A zatem nie można za bardzo generalizować w ocenianiu podejścia Japończyków do obcokrajowców. Choć młodsze pokolenie jest na pewno bardziej zainteresowane międzynarodowymi znajomościami niż to starsze.

W momencie, gdy wyjechaliśmy z Tokio, zrozumieliśmy, że reszta Japonii jest jednak bardzo towarzyska, otwarta i pomocna. Trzykrotnie otrzymaliśmy prezenty od zupełnie obcych ludzi! Byliśmy również  zaczepiani przez grupki dzieci z wycieczek szkolnych, które bardzo chciały ćwiczyć znajomość języka angielskiego i wołały: „Hello, where are you from?”. Innym razem poznaliśmy w pociągu parę japońskich muzyków, którzy jak my pomylili pociąg ekspresowy ze zwykłym i pomagali nam odnaleźć właściwą stację, wymienili się z nami wizytówkami i zrobiliśmy wspólne sesje zdjęciowe. Jadąc do Kawaguchiko, spotkaliśmy w pociągu grupkę nastolatek wracających ze szkoły, które były bardzo ciekawe naszego pochodzenia i komunikowały się z nami za pomocą translatorów w telefonach komórkowych, co zakończyło się zabawnymi błędami tłumaczeniowymi („I ate my father once and look what happened?”). Ostatecznie najmilszych ludzi spotkaliśmy w Hiroshimie i Nagano. Tam, gdy tylko ktoś ujrzał, że trzymamy w rękach mapę, od razu podchodził i pytał, czy może nam jakoś pomóc.

A zatem Japończycy są uprzejmi, pomocni i otwarci, lecz ci w stolicy już mniej. Odniosłam wrażenie, że ludzie w Tokio żyli w większym stresie i pędzie, a wszędzie indziej, byli już bardziej zrelaksowani. Ciekawym zjawiskiem byli również japońscy turyści, którzy zdawali się jeszcze bardziej rozluźnieni i podekscytowani, że te same lokalizacje zwiedzają również obcokrajowcy. Ostatecznie na pewno dużym ułatwieniem w nawiązywaniu kontaktów z Japończykami jest choć niewielka znajomość ich języka.

 

Kuchnia

Przed wyjazdem znałam już oczywiście sushi i zupę miso z japońskich restauracji w Polsce, niemniej, chciałam spróbować wielu innych dań. Większość mnie nie zawiodła. Bardzo smakowały mi okonomiyaki, czyli japońskie placki z kapustą i dodatkami. Spróbowaliśmy dwóch typów okonomiyaków: w stylu Kansai (czyli z prefektury, w której leży Kioto) oraz w stylu Hiroshima (do tej odmiany dodawany jest makaron). Po powrocie do Polski szczególnie brakowało mi japońskich dań na bazie makaronu, jak ramen, udon czy soba. Zasmakowałam również w wielu japońskich słodyczach, z których większość jest oczywiście o smaku zielonej herbaty. Polubiłam również ciastka z Kagoshimy o smaku słodkich ziemniaków czy lody z Kamakury o smaku pieczonych słodkich ziemniaków.

Niestety, nie obyło się bez drobnych zawodów jedzeniowych. Pierwsze dwa podejścia do japońskiego sushi w Tokio okazały się ogromnym rozczarowaniem. Zarówno sushi z targu rybnego Tsukiji, jaki i z restauracji na Shibuyi było aż zbyt świeże, smakowało morzem i szybko zrozumiałam, że na surowo toleruję tylko łososia i tuńczyka. Ostatnia próba nastała w Kamakurze, gdzie udaliśmy się do restauracji z sushi krążącym na taśmie. Tam mogliśmy wybierać tylko taki typ ryb, jaki nam odpowiadał i tym razem sushi okazało się o niebo lepsze. Ponadto drobnym rozczarowaniem były dla mnie ekibeny („eki” – „dworzec”, „ben” od „bento”). Niestety każdy zestaw na jaki trafiłam zawierał w sobie coś niezbyt smacznego i po dwóch próbach przestałam na nie tracić pieniądze. Innym razem udaliśmy się z naszym Couchsurfingowym znajomym do tradycyjnej japońskiej restauracji, gdzie spróbowaliśmy różnych nietypowych dań jak sashimi z kurczaka i konia, czyli po prostu surowe mięso. Niestety uczta była dla mnie męką i ledwo przełknęłam sashimi. Nie chciałam jednak urazić gustu naszego hosta i walczyłam ze swoimi odruchami 🙂

Podsumowując Japonia jest rewelacyjnym krajem do odbycia podróży kulinarnych, niemniej, do pewnych potraw trzeba się przekonać, a innych – lepiej unikać, jeśli nie tolerujemy pewnych składników.

 

Jedzenie na Koya-san

Dania japońskie

Kuchnia japońska

Artykuł WRAŻENIA Z PODRÓŻY DO JAPONII pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
https://dobrze-podrozowac.pl/wrazenia-z-podrozy-do-japonii/feed/ 11
MAKARONIKI – FRANCUSKI PRZYSMAK Z PARYŻA https://dobrze-podrozowac.pl/macaron-francuski-przysmak/ https://dobrze-podrozowac.pl/macaron-francuski-przysmak/#comments Tue, 16 Jun 2015 21:21:48 +0000 http://dobrze-podrozowac.pl/?p=43 Makaroniki to wykwintne francuskie ciastka, które zyskały sobie sławę na całym świecie. Poznaj historię makaroników i zobacz, gdzie możesz je kupić w Paryżu. Smak francuskich ciastek makaronikowych (fr. macaron) należy do kwestii spornych – jak wiele osób je kocha, tak i wiele nie może pojąć ich fenomenu. Ten wykwintny i niewątpliwie drogi deser składa się […]

Artykuł MAKARONIKI – FRANCUSKI PRZYSMAK Z PARYŻA pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>

Makaroniki to wykwintne francuskie ciastka, które zyskały sobie sławę na całym świecie. Poznaj historię makaroników i zobacz, gdzie możesz je kupić w Paryżu.

Smak francuskich ciastek makaronikowych (fr. macaron) należy do kwestii spornych – jak wiele osób je kocha, tak i wiele nie może pojąć ich fenomenu. Ten wykwintny i niewątpliwie drogi deser składa się z dwóch niewielkich, bezopodobnych połówek ciastka, przełożonych bardzo słodkim nadzieniem o różnorodnych smakach. Makaroniki przyrządza się głównie z białek jaj, cukru pudru i mielonych migdałów, lecz każdy producent wzbogaca swoją unikalną recepturę odpowiednio innymi składnikami. Podczas podróży do Francji próbowałam makaroników o różnych smakach, jednak najbardziej przypadły mi do gustu pistacjowe i waniliowe. Pozostałe były nieznośnie słodkie. Wszystko jednak zależy od indywidualnych upodobań i preferencji smakowych. W tym artykule chciałabym zachęcić Was do odkrycia paryskich makaroników, poznania ich historii i odnalezienia Waszego ulubionego smaku (o ile jeszcze go nie posiadacie).

 

macaron laduree Paryż

 

JAK POWSTAŁY MAKARONIKI?

Początki powstania ciastek makaronikowych są źródłem wielu debat. Ich wynalezienie przypisuje się zarówno Francuzom, jak i Włochom. Wiele źródeł podaje jednak, że to Włosi jako pierwsi stworzyli przepis na ten deser, a Francuzi zaadoptowali go w czasach Katarzyny Medycejskiej, w XVI wieku. Jej nadworny szef kuchni pochodził z Włoch i stamtąd rzekomo sprowadził swój przepis na makaroniki. Protoplasta deseru, znacznie jednak różnił się od swojej współczesnej wersji. Było to najprawdopodobniej zwyczajne, bezowe ciastko, niewypełnione jeszcze żadnym nadzieniem. Teraźniejszą „piętrową” wersję ciasteczka zaczęto wypiekać na początku XX wieku, dzięki pomysłowi Pierre’a Desfontainesa, kuzyna Louis Ernesta Ladurée – założyciela sieci cukierni Ladurée.

macaron Paryż

 

LADURÉE – NAJLEPSZE MAKARONIKI W PARYŻU

Obecnie Ladurée jest najsłynniejszą i najbardziej prestiżową cukiernią we Francji, a makaroniki należą do jej najbardziej rozpoznawalnych wyrobów. Każdego ranka w „laboratoriach” Ladurée wypieka się ciasteczka makaronikowe z jajek, cukru, migdałów i jednego sekretnego składnika, który nadaje im wyjątkowego smaku. Następnie ciasteczka odstawia się na dwa dni i dopiero po upływie tego czasu trafiają do sprzedaży w sklepach sieci Ladurée. Na początku każdego kolejnego sezonu, Ladurée tworzy nowy smak swoich ciasteczek, operując istniejącymi już, bazowymi smaki. Ważnym elementem jest również sposób pakowania ciasteczek, który stanowi zwieńczenie elegancji wyrobu i jest znakiem rozpoznawalnym marki Ladurée.

makaroniki laduree

 

Cukiernie sieci mieszczą się głównie w Paryżu – na Polach Elizejskich, Wersalu, w centrum Printemps czy na lotnisku. Powstało jednak wiele filii zagranicznych, np. w Dubaju, Londynie, Mediolanie, Tokio czy Nowym Jorku. Żadne polskie miasto nie widnieje jednak na liście filii Ladurée. Cena makaroników waha się w zależności od wielkości i ilości kupowanych ciastek. Za cztery małe ciasteczka zapłacimy ok. 7 euro. Do podstawowych smaków, spośród których można wybierać w Ladurée należą: karmel, pistacja, malina, czekolada, cytryna, wanilia, czarna porzeczka, róża, kawa. W cukierni można jednak spróbować innych specjałów, jak ciastka, czekoladki czy lody oraz wypróbować szerokiej gamy herbat i kaw. Zachęcam również do odwiedzenia bajecznej, pięknie zaprojektowanej, oficjalnej strony Ladurée.

Butiki Makaroników Laduree Paryż

Ladurée Paris Le Bar
13 Rue Lincoln

 

Ladurée Carrousel du Louvre
99 Rue de Rivoli

 

Ladurée Paris Thé&Beauté
232 rue de Rivoli

 

Ladurée Paris Le Macaron
14, rue de Castiglione

 

Ladurée Paris Royale
16-18 Rue Royale

 

Ladurée Paris Printemps
62 Boulevard Haussmann

 

Ladurée Paris Bonaparte
21 Rue Bonaparte

 

Ladurée Beaugrenelle
Paris Beaugrenelle – B Magnetic
16 rue Linois

 

Ladurée Rue Cler
47 Rue Cler

 

Ladurée Parly 2
Avenue Charles de Gaulle
78150 Le Chesnay

 

Ladurée Rue de Bretagne
14, rue de Bretagne

 

Ladurée Paris Champs Elysées
75 Avenue des Champs Elysées

laduree francja

laduree Paryż

 

Podsumowując, macaron nie jest codziennym, prozaicznym ciasteczkiem, które można zjeść w każdej chwili, niczym przekąskę. To raczej kosztowny i szykowny deser wymagający nastroju, przygotowania, odpowiedniej ekspozycji i jednocześnie kontemplacji jego spożycia. Odwiedzając Paryż, jeśli brakuje nam pomysłu na prezent dla rodziny i bliskich, a budżet nam na to pozwala, warto skusić się na makaroniki (na przykład od Ladurée, lecz nie jest to jedyna cukiernia wypiekająca ten przysmak). Szykownie zapakowane, będą samodzielnie stanowić symbol francuskiej elegancji. Oprócz potrzeb estetycznych, być może zaspokoją również Wasze gusta smakowe. W opinii Francuzów, makaroniki to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli ich kraju, niczym Luwr czy Wieża Eiffela. Wręczane często w formie podziękowania czy upominku, są jednak wielokrotnie postrzegane jako przejaw bogactwa, a nawet snobizmu, na który nie każdy jest w stanie sobie pozwolić.

Artykuł MAKARONIKI – FRANCUSKI PRZYSMAK Z PARYŻA pochodzi z serwisu Dobrze podróżować.

]]>
https://dobrze-podrozowac.pl/macaron-francuski-przysmak/feed/ 1