Od powrotu z Japonii wpadłam w wir pracy i niestety brakowało mi czasu na tworzenie nowych postów na blogu. Niemniej, otrzymałam wiele zapytań w komentarzach i prywatnych wiadomościach na temat tej wyprawy. Wiele osób było ciekawych moich wrażeń, inni podpytywali o porady w planowaniu własnej wycieczki. Postanowiłam więc tchnąć trochę życia w „Dobrze podróżować” i dodać kilka artykułów podsumowujących wyjazd do Japonii. Mam nadzieję, że wielu zainteresowanych podróżą do Kraju Kwitnącej Wiśni odnajdzie tu odpowiedzi na swoje pytania lub w miarę możliwości pomogę na nie odpowiedzieć w komentarzach 🙂

Niestety nie udało nam się zrealizować wszystkich założeń pierwotnego planu podróży do Japonii. Ominęliśmy Kinosaki, Takayamę, Nikko i pobyt w Naricie. Mimo to wyjazd był bardzo napięty, lecz jednocześnie przyjemny, interesujący i pełen przygód. Spełniłam kilka z moich największych marzeń, próbując lokalnych przysmaków, zwiedzając fantastyczne miejsca, zdobywając szczyt Fuji, nocując u mnichów buddyjskich, poznając miejscowych ludzi i ćwicząc japoński.

 

Tokio, świątynia Sensoji

 

Miasta

Wyjeżdżając do Japonii, wielu turystów i podróżników celuje przede wszystkim w miasta. Niewątpliwie, japońskie miasta są najlepiej skomunikowane i dobrze uczynić je swoimi bazami, z których tylko podróżujemy do kolejnych lokalizacji. Niemniej, im więcej takich miast zwiedzimy, tym bardziej zdają się podobne do siebie. Oczywiście na tle wszystkich wyróżnia się Tokio jako niesamowicie nowoczesna i rozbudowana stolica, choć dla mnie zdecydowanie przegrała z Kioto. Tokio jest ogromne, dynamiczne, pełne salary men i zagranicznych turystów, lecz zarazem bardzo ciche. Odnosiłam wrażenie, że lokalni mieszkańcy nie chcą by zakłócano im ich rytm dnia i tym samym nie chcą przeszkadzać tobie.

Zupełnie inaczej było w Kioto, w którym można było już spotkać wielu japońskich turystów, podekscytowanych spotkaniem zagranicznych turystów. Tokio było przede wszystkim nowoczesne i drogie, natomiast Kioto było gwarne i uosabiało japońską kulturę, czyli to, czego najbardziej oczekiwałam od podróży do Kraju Kwitnącej Wiśni. Mieszkając bezpośrednio w Gionie, czyli tzw. dzielnicy gejsz, co dzień mijaliśmy piękne pawilony herbaciane i świątynie, a jedzenie w pobliskich restauracjach było przepyszne i wyjątkowo tanie. Stamtąd wybraliśmy się również na jednodniową wycieczkę do Nary, gdzie było przepięknie i nie mogliśmy opędzić się od rządnych słodyczy saren.

Uważam, że warto pojechać do Tokio i zobaczyć jego nowoczesność i ogrom, niemniej, poczułam, że spędziliśmy tam zdecydowanie zbyt wiele dni. Kioto było o wiele bardziej relaksujące, tańsze i naprawdę piękniejsze pod względem architektury i przyrody. Wszystkim chcącym ujrzeć magię dawnej Japonii, polecam zatem Kioto.

 

Tokio

Tokio, Shibuya

Kioto, świątynia

Kioto Gion

Kioto, las bambusowy

 

Przyroda

Przyroda to zdecydowanie najsilniejsza strona Japonii, która po prostu miażdży wszelkie atrakcje oferowane przez miasta. Owszem, wybierając się do lasów, parków narodowych czy w góry spotkamy mnóstwo ludzi. W końcu Japonia jest bardzo zaludnionym krajem. Niemniej, ci ludzie będą tak uprzejmi i spokojni, że prawie ich nie dostrzeżemy i będziemy mogli spokojnie rozkoszować się pięknem przyrody. Nie jak w polskich tatrach na trasie do Morskiego Oka.

Jedne z bardziej wyjątkowych miejsc, jakie odwiedziliśmy podczas tej podróży, były właśnie związane z przyrodą. Zdecydowanie moim największym faworytem była wycieczka na wyspę Yakushimę, położoną w klimacie subtropikalnym, porośniętą kilkuset- i tysiącletnimi  lasami cedrowymi. Innym pięknym miejscem jakie odwiedziliśmy w czasie wyprawy do Japonii była góra Koyasan, na której znajduje się wiele świątyń buddyjskich i jeden z największych cmentarzy w kraju. Właśnie tam mieliśmy okazje nocować u mnichów i za dnia wyruszyć na spacer po pobliskim cmentarzu porośniętym równie imponującymi cedrami. Było to najbardziej mistyczne i najspokojniejsze miejsce, jakie miałam okazję dotychczas odwiedzić. Ostatnią lokalizacją związaną ściśle z motywem przyrody była Fujisan. Sama góra ma charakter wulkaniczny, a zatem po drodze nie spotkamy za wiele roślinności. Niemniej, widoki podczas wejścia na Fuji są wyjątkowe. Cały teren wokół stanowią mniejsze góry i jest tam niesamowicie zielono. Okolica jest również znana z gorących źródeł.

Japonia oferuje wiele innych ciekawych parków narodowych, lasów i gór. Ponoć wyjątkowo pięknie jest na Hokkaido czy w Alpach Japońskich. Również okolice Kagoshimy, z której wybraliśmy się na wyspę Yakushimę słyną z wielu miejsc odpowiednich na całodniowy trekking. Stąd rozważając podróż do Japonii, polecam bliżej zaznajomić się z jej parkami narodowymi, które oferują widoki, jakich z pewnością nie uświadczymy w Europie.

Japonia, Yakushima

Koya-san, Okunoin

 

Ludzie

Wyjeżdżając do Japonii spodziewałam się, że ludzie będą bardziej otwarci. Owszem, słyszałam wiele historii o słabym poziomie angielskiego u Japończyków, czytałam wiele o ich nacjonalizmie, jednak liczyłam, że jako osoba mówiąca odrobinę po japońsku będę miała trochę łatwiej. Tokio okazało się stosunkowo mało przyjazne dla obcokrajowców. Odniosłam wrażenie, że wielu ludzi miało jakąś formę fobii przed zagranicznymi turystami. Z drugiej strony właśnie w Tokio nocowaliśmy przez Couchsurfing u dwóch Japończyków, którzy byli bardzo gościnni, sympatyczni i nadal utrzymujemy z nimi kontakt. A zatem nie można za bardzo generalizować w ocenianiu podejścia Japończyków do obcokrajowców. Choć młodsze pokolenie jest na pewno bardziej zainteresowane międzynarodowymi znajomościami niż to starsze.

W momencie, gdy wyjechaliśmy z Tokio, zrozumieliśmy, że reszta Japonii jest jednak bardzo towarzyska, otwarta i pomocna. Trzykrotnie otrzymaliśmy prezenty od zupełnie obcych ludzi! Byliśmy również  zaczepiani przez grupki dzieci z wycieczek szkolnych, które bardzo chciały ćwiczyć znajomość języka angielskiego i wołały: „Hello, where are you from?”. Innym razem poznaliśmy w pociągu parę japońskich muzyków, którzy jak my pomylili pociąg ekspresowy ze zwykłym i pomagali nam odnaleźć właściwą stację, wymienili się z nami wizytówkami i zrobiliśmy wspólne sesje zdjęciowe. Jadąc do Kawaguchiko, spotkaliśmy w pociągu grupkę nastolatek wracających ze szkoły, które były bardzo ciekawe naszego pochodzenia i komunikowały się z nami za pomocą translatorów w telefonach komórkowych, co zakończyło się zabawnymi błędami tłumaczeniowymi („I ate my father once and look what happened?”). Ostatecznie najmilszych ludzi spotkaliśmy w Hiroshimie i Nagano. Tam, gdy tylko ktoś ujrzał, że trzymamy w rękach mapę, od razu podchodził i pytał, czy może nam jakoś pomóc.

A zatem Japończycy są uprzejmi, pomocni i otwarci, lecz ci w stolicy już mniej. Odniosłam wrażenie, że ludzie w Tokio żyli w większym stresie i pędzie, a wszędzie indziej, byli już bardziej zrelaksowani. Ciekawym zjawiskiem byli również japońscy turyści, którzy zdawali się jeszcze bardziej rozluźnieni i podekscytowani, że te same lokalizacje zwiedzają również obcokrajowcy. Ostatecznie na pewno dużym ułatwieniem w nawiązywaniu kontaktów z Japończykami jest choć niewielka znajomość ich języka.

 

Kuchnia

Przed wyjazdem znałam już oczywiście sushi i zupę miso z japońskich restauracji w Polsce, niemniej, chciałam spróbować wielu innych dań. Większość mnie nie zawiodła. Bardzo smakowały mi okonomiyaki, czyli japońskie placki z kapustą i dodatkami. Spróbowaliśmy dwóch typów okonomiyaków: w stylu Kansai (czyli z prefektury, w której leży Kioto) oraz w stylu Hiroshima (do tej odmiany dodawany jest makaron). Po powrocie do Polski szczególnie brakowało mi japońskich dań na bazie makaronu, jak ramen, udon czy soba. Zasmakowałam również w wielu japońskich słodyczach, z których większość jest oczywiście o smaku zielonej herbaty. Polubiłam również ciastka z Kagoshimy o smaku słodkich ziemniaków czy lody z Kamakury o smaku pieczonych słodkich ziemniaków.

Niestety, nie obyło się bez drobnych zawodów jedzeniowych. Pierwsze dwa podejścia do japońskiego sushi w Tokio okazały się ogromnym rozczarowaniem. Zarówno sushi z targu rybnego Tsukiji, jaki i z restauracji na Shibuyi było aż zbyt świeże, smakowało morzem i szybko zrozumiałam, że na surowo toleruję tylko łososia i tuńczyka. Ostatnia próba nastała w Kamakurze, gdzie udaliśmy się do restauracji z sushi krążącym na taśmie. Tam mogliśmy wybierać tylko taki typ ryb, jaki nam odpowiadał i tym razem sushi okazało się o niebo lepsze. Ponadto drobnym rozczarowaniem były dla mnie ekibeny („eki” – „dworzec”, „ben” od „bento”). Niestety każdy zestaw na jaki trafiłam zawierał w sobie coś niezbyt smacznego i po dwóch próbach przestałam na nie tracić pieniądze. Innym razem udaliśmy się z naszym Couchsurfingowym znajomym do tradycyjnej japońskiej restauracji, gdzie spróbowaliśmy różnych nietypowych dań jak sashimi z kurczaka i konia, czyli po prostu surowe mięso. Niestety uczta była dla mnie męką i ledwo przełknęłam sashimi. Nie chciałam jednak urazić gustu naszego hosta i walczyłam ze swoimi odruchami 🙂

Podsumowując Japonia jest rewelacyjnym krajem do odbycia podróży kulinarnych, niemniej, do pewnych potraw trzeba się przekonać, a innych – lepiej unikać, jeśli nie tolerujemy pewnych składników.

 

Jedzenie na Koya-san

Dania japońskie

Kuchnia japońska